Wiele filmów obejrzałam...wiele wzruszyło mnie do łez...jednak nieliczne powodują w nas wewnętrzne przebudzenie, pobudkę z marazmu i uśpienia. "Motyl i Skafander" - film o umieraniu, ale a może przede wszystkim o zwycięstwie - duszy nad ciałem, uwięzionej niczym motyl w swym kokonie. Śmierć jest nieodłączną częścią życia. W filmie tym śmierć jest symbolem początku nowego życia. Główny bohater odszedł w spokoju, tuż po publikacji swojej książki, która jest dowodem na to, że jesteśmy w stanie zrobić wszystko, czego tylko zapragniemy. Wystarczy tylko wiara. A Jean-Dominique Bauby miał tę wiarę ogromną. Ilu z nas w chwili niewielkich niepowodzeń, potyczek losu traci wiarę w sens życia, w sens dalszego trwania? Zdawać by się mogło, że Jean-Dominique Bauby stracił już wszystko, własne życie, władzę nad ciałem. Nie mógł samodzielnie, jeść, poruszać się a nawet oddychać a mimo to odnalazł w sobie motyla, który na swych skrzydłach poniósł go tam, gdzie chciał dotrzeć. Wiara bądź jej brak sprawia jacy jesteśmy. Czasami coś każe nam się przebudzić, otworzyć oczy i zacząć żyć. W przypadku Jean-Dominique Bauby był to wylew. Przepiękny film o umieraniu. Z piękną muzyką, obrazami i fabułą. Wśród trzech o podobnej tematyce jakie mną wstrznąsneły ("ŻYCIE JAKO ŚMIERTELNA CHOROBA PRZENOSZONA DROGĄ PŁCIOWĄ" i "ŹRÓDŁO") zdaje mi się być najbardziej przejmujący...